Już 6 maja powraca Hanna Greń z „Więzami krwi” kontynuacją kryminalnej serii z Dionizą Remańską. Przy okazji premiery, przepytaliśmy naszą autorkę o… A zresztą, sami sprawdźcie!
Z nową książką wraca Hanna Greń, a wraz z nią Dioniza Remańska. Czego możemy się spodziewać w drugim tomie Twojej serii z ekspolicjantką?
W drugim tomie Dioniza znowu napotka na swojej drodze mur milczenia i sieć kłamstw. Przekona się też dosyć boleśnie, że nie jest nieomylna w swoich opiniach o otaczających ją ludziach, ale pozna również nowe osoby, z których jedna odegra w następnych tomach niebagatelną rolę.
Tłem Twoich książek są niewielkie miejscowości, bohaterami – ich mieszkańcy. Czy uważasz, że takie miejsca mają większy potencjał kryminalny niż duże miasta?
To prawda, akcja moich książek rozgrywa się w małych miejscowościach. Ale wcale nie dlatego, że uważam, jakoby miały większy potencjał. Wyjaśnienie jest banalnie proste – otóż nigdy nie mieszkałam w dużym mieście, dlatego wolę opierać się na tym, co doskonale znam z autopsji. Bielsko-Biała była kiedyś co prawda miastem wojewódzkim, ale nawet wtedy ledwo dobijała do 200 tysięcy mieszkańców. Z kolei Wisła, w której się urodziłam i mieszkałam przez pierwsze osiemnaście lat, jest dosyć rozległa, jeśli chodzi o zasięg terytorialny, lecz z racji ukształtowania terenu zabudowa jest tam bardzo rzadka, a więc i mieszkańców nie ma zbyt wielu. Mam tu na myśli dzielnice odległe od centrum, gdzie domy rozsiane są po okolicznych wzgórzach. To na nich właśnie się wzorowałam, tworząc strzygomskie uniwersum.
Świercznica, podobnie jak znany z „Wioski kłamców” Strzygom, to miejscowość nieistniejąca na mapie. Czy z powstaniem tej nazwy także wiąże się jakaś tajemnicza historia?
Z powstaniem nazwy Świercznica nie wiąże się żadna tajemnica czy legenda. W naszych beskidzkich górach nadal króluje świerk, stanowiąc ponad 70% drzewostanu. Niestety ocieplenie klimatu doprowadza do coraz większej degradacji świerkowych lasów i za kilkadziesiąt lat świerk może być w Beskidach takim samym ewenementem jak na przykład daglezja. Dlatego postanowiłam oddać mu hołd.
Ale w zamian za pozbawioną tajemnicy nazwę obdarzyłam tę miejscowość obiektem, który powinien zadowolić miłośników legend mających powiązania ze zjawiskami, których istnienia nie da się logicznie wytłumaczyć. Zapraszam czytelników do odwiedzenia Ściany Życzeń.
Mimo fikcyjnych nazw miejscowości problemy Twoich bohaterów są jak najbardziej autentyczne. W „Więzach krwi” pojawia się wiele trudnych i aktualnych tematów, takich jak przemoc domowa czy homofobia. Czy pisząc o nich, przeżywasz je razem z bohaterami, czy starasz się od nich dystansować, by trudnych emocji nie przenosić do swojego prywatnego życia?
Na pewno powieściowych trudnych emocji nie przenoszę do życia prywatnego, inaczej zgotowałabym mojej rodzinie piekło na ziemi. Tak się składa, że w moich książkach właśnie trudne emocje są motywami zbrodni, a tych ostatnich popełniłam już całkiem sporo. Nie próbuję natomiast się dystansować od powieściowych problemów. Przeciwnie, nakręcam się wewnętrznie, przeżywając je wraz z bohaterami. Dzięki temu kolejne sceny same pojawiają mi się przed oczami i ledwo nadążam z ich opisywaniem.
Akcja serii z Dionizą rozgrywa się współcześnie. Czy to oznacza, że w dalszych tomach serii możemy się spodziewać śledztw prowadzonych w czasie pandemii? Czy uważasz, że temat koronawirusa będzie się przewijał w przyszłych, nie tylko Twoich, kryminałach, czy będzie on raczej niepożądanym gościem w literaturze?
Historia opowiedziana w trzecim tomie rozgrywa się w lecie. Akcję czwartej części zaplanowałam na późną jesień, a piątej na wiosnę. Tym samym otarcie się bohaterów o koronawirusa jest nieuniknione. Jestem pewna, że nie tylko ja użyję pandemii jako tła wydarzeń. Mało tego, gotowa jestem się założyć, że wkrótce pojawi się kryminał, w którym koronawirus odegra rolę motywu lub nawet narzędzia zbrodni.
Wiemy, że w oddawaniu realiów policyjnych pomaga Ci mąż. Czy konsultujesz książki z kimś jeszcze, a może, jak Dioniza, wolisz działać samodzielnie?
Głównym konsultantem jest oczywiście mój mąż, ale korzystam również z wiedzy innych policjantów. Na przykład w trzecim tomie musiałam się doszkolić w kwestii procedur stosowanych w przypadkach zaginięć, a z tym mój mąż nigdy nie miał do czynienia. Wiedział za to, kogo powinnam o to zapytać.
Miewam też pytania niezwiązane z policją. Najczęściej są to kwestie techniczne dotyczące tajnych przejść, ukrytych schowków czy konstrukcji różnych budowli. Tutaj konsultantem jest nasz przyjaciel, człowiek wielu umiejętności i talentów. Jako budowniczy między innymi escape roomów ma wiele doskonałych pomysłów i kolosalną wiedzę, którą bezwstydnie z niego wyciągam.
Gdybyś mogła trafić do escape roomu w towarzystwie mistrzów rozwiązywania kryminalnych zagadek literackich, kogo byś wybrała?
Trudne pytanie. Myślę, że najrozsądniej byłoby wybrać Roberta Małeckiego lub Ryszarda Ćwirleja, bo jeśli nawet nie udałoby im się znaleźć wyjścia, to w ich towarzystwie na pewno bym się nie nudziła.
Co podczas pisania sprawia Ci największą frajdę? Tworzenie postaci, budowanie relacji między nimi czy wymyślanie, w jaki sposób je… uśmiercić? A może jest to zupełnie coś innego?
Największą frajdę sprawia mi wchodzenie w głowę mordercy. Staram się wtedy myśleć tak, jak on by myślał, wraz z nim przeżywam euforię po udanym zabójstwie i upokorzenie po klęsce. Te sceny pisze mi się najłatwiej, tekst po prostu sam płynie. Wręcz namacalnie wyczuwam strach ofiary, widzę ostatnie drgnienia jej ciała i czuję zapach krwi. Ale spokojnie, to tylko na kartach powieści. Na razie…
Próbując zachować spokój, zadam kolejne pytanie. Tym razem o te mniej przyjemne aspekty pracy pisarskiej. Czego nie lubisz w niej najbardziej? Które etapy pracy nad książką najchętniej byś pominęła?
Najbardziej nie lubię poprawiania własnych błędów. Nie dość, że najczęściej ich nie dostrzegam, to jeszcze przy piątym czy szóstym czytaniu mam tak serdecznie dość tego tekstu, że najchętniej rzuciłabym go w kąt i zajęła się nowym projektem. Niestety w pracy jestem perfekcjonistką, więc nie wyobrażam sobie, bym miała oddać do wydawnictwa tekst zawierający rażące błędy. Wystarczą już te, których nie zdołałam wyłapać.
Wiem, że masz pokaźną biblioteczkę…
To prawda, że nasza biblioteczka jest całkiem spora. Ostatnio, gdy liczyłam, zawierała 6300 pozycji, a kilka sztuk znowu przybyło. Tak się złożyło, że oboje z mężem lubimy posiadać na własność ulubione książki i każde z nas weszło w małżeństwo z całkiem sporą biblioteczką. Wiele pozycji nam się przez to powieliło, więc zdublowane egzemplarze powędrowały do biblioteki. Kupujemy tylko te książki, które uznamy za godne stania na naszych półkach, pozostałe natomiast pożyczamy z biblioteki. Z braku miejsca dwie półki stoją pod schodami i tam umieszczane są tak zwane chybione inwestycje. Nie raz w rozmowie z innymi autorami straszę ich w żartach, że jeśli czegoś nie napiszą albo napiszą nie tak, jak bym chciała, za karę wylądują pod schodami.
Wiemy, co grozi autorom, gdy się nie spiszą, a czy masz na półkach książki, które są dla Ciebie z jakiegoś powodu wyjątkowe?
Oczywiście, że mam. Gdybym jednak chciała podać wszystkie tytuły, lista byłaby długa, wymienię więc tylko kilka pozycji.
Wszystkie części „Ani z Zielonego Wzgórza” oraz „Błękitny zamek” – uwielbiam ironiczne poczucie humoru Lucy Maud Montgomery. Wszystkie części przygód Tomka Wilmowskiego – dzięki książkom Alfreda Szklarskiego pokochałam geografię. „Ostatni brzeg” Nevila Shute’a – od tej książki zaczęła się moja miłość do fantastyki. Wszystkie kryminały z serii „Kluczyk”, „Jamnik”, „Labirynt” i „KAW” oraz komplet zeszytów „Ewa wzywa 07” – ten zbiór to moje ukochane lektury z czasów dzieciństwa i młodości.
A bohaterowie? Masz swoich ulubionych bohaterów literackich? Gdybyś mogła umówić się z jakimś bohaterem na kawę, z kim chętnie wybrałabyś się na takie spotkanie?
Podczas czytania zawsze muszę się z kimś utożsamiać. Jedni bohaterowie wzbudzają moją sympatię, inni żywiołową niechęć. Takich, z którymi chętnie poszłabym na kawę, jest całkiem sporo, ale w rankingu kandydatów na towarzysza kawowego szaleństwa zdecydowanie wygrywa Eve Dallas, bohaterka cyklu „In death” Nory Roberts. Eve jest tak samo uzależniona od kawy jak ja, jej także sprawia trudność mówienie o uczuciach i podobnie jak ja nie cierpi gadania o niczym. Mamy tak wiele wspólnych cech, że czasem się zastanawiam, czy autorka nie wykreowała tej postaci, czerpiąc z mojego, niekiedy bardzo wrednego charakteru.
Jakie motywy w czytanych książkach lubisz najbardziej i czy są to te same motywy, które umieszczasz we własnych fabułach?
Lubię, kiedy kryminał nie jest całkiem oderwany od warstwy obyczajowej. Większość zbrodni rodzi się z emocji. Miłość, nienawiść, zawiść, strach… Te uczucia nie powstają z niczego, tylko są konsekwencją czyichś działań, decyzji czy wyborów. Żeby mogły zaistnieć, muszą najpierw powstać jakieś międzyludzkie zależności. Moim zdaniem kryminał to nic innego jak obyczajówka, tyle że ze zbrodnią w roli głównej. Dlatego w moich książkach zawsze wyeksponowana jest warstwa obyczajowa, dzięki czemu motywy zbrodni można poznać już wcześniej, a nie na kilku ostatnich stronach powieści. Bo zawsze bardziej interesowało mnie nie to, kto zabił, lecz to, dlaczego zabił.
Czego możemy się spodziewać w kolejnych tomach serii z Dionizą Remańską?
W trzeciej części czytelnik przeniesie się do osady Osiny. Z powstaniem tej nazwy także wiąże się pewna legenda, która odegra w powieści dość dużą rolę. Tym razem detektyw Remańska będzie poszukiwać zaginionego młodego mężczyzny. Wprawdzie jego matka jest przekonana, że syn nie żyje, zamordowany przez mieszkańców osady, ale dla policji sprawa nie jest tak oczywista. Dopóki nie ma ciała, nie ma zbrodni, nawet w sytuacji, gdy znika człowiek znienawidzony przez wszystkich sąsiadów.
O następnych częściach wolę się nie wypowiadać, ponieważ nie wiem jeszcze, jak potoczą się losy Dionizy. Wprawdzie streszczenia fabuły powstały już rok temu, ale są to wstępne szkice, a Diona jest kobietą dosyć samowolną i nie lubi ograniczeń.
Na koniec, czas na autopromocję. Dlaczego warto czytać książki Hanny Greń?
Ten punkt najchętniej bym ominęła, bo nadal mam opory przed autopromocją. Ale jak mus, to mus.
Moje książki warto czytać dlatego, że staram się pokazać policjantów takimi, jakimi są w rzeczywistości. A są to zwyczajni ludzie ze zwykłymi codziennymi problemami i radościami. Wbrew temu, co można wyczytać w książkach, mają najczęściej całkiem udane życie prywatne, są dobrymi mężami i ojcami, a po godzinach pracy nie myślą wyłącznie o śledztwach. Oczywiście są wśród nich wyjątki, ale dotyczy to każdej grupy zawodowej.
Drugim powodem jest to, że staram się jak najdokładniej pokazać pracę policji. Oczywiście pomijam godziny ślęczenia nad aktami czy żmudne przygotowania do akcji, bo czytanie o tym akurat aspekcie policyjnej roboty mogłoby zanudzić czytelnika na śmierć.
Trzecim powodem do sięgnięcia po moje książki jest pokrętne, niejednokrotnie wisielcze poczucie humoru bohaterów. Tym, którzy lubią absurdalne skojarzenia i grę słów, rozmowy wykreowanych przeze mnie postaci powinny się spodobać.
Rozmawiała Anna Rychlicka-Karbowska