12 stycznia na rynku książki pojawi się najnowszy kryminał „Sam w dolinie” Hanny Greń. Tym razem autorka otwiera nową serię o nazwie „Śmiertelne wyliczanki„. Sprawdźcie jakie mroczne sekrety udało nam się wycisnąć z tej mistrzyni morderstw na papierze!
W Nowy Rok wkraczasz z kolejną, intrygującą premierą – „Sam w dolinie”, który jest kontynuacją serii „Śmiertelne wyliczanki” – fani Twoich książek musieli trochę poczekać na kolejny tom. Czy jest jakiś powód przerwy?
Powód przerwy jest bardzo prozaiczny – po nawiązaniu współpracy z Czwartą Stroną Kryminału musiałam najpierw wywiązać się z umowy, w której zobowiązałam się napisać pięć tomów cyklu z Dionizą Remańską. Dopiero potem mogłam zasiąść do pisania trzeciej części wyliczanek.
Akcja rozpoczyna się w dolinie Kromparku. Czy istnieje jakiś szczególny powód, dlaczego umieściłaś swoich bohaterów właśnie tam? Czy wiąże się z tym miejscem jakaś osobna historia?
Tytuł wskazuje, że akcja powinna dziać się w dolinie, a że głównym miejscem rozgrywania się wydarzeń jest Bielsko-Biała, owa dolina musiała znajdować się w którejś z dzielnic tego miasta. Tu już wybór był prosty z tej przyczyny, że kilkakrotnie byłam w dolinie Kromparku na rybach. Łowiłam je w stawie, który w książce uczyniłam miejscem zbrodni.
Akcja Twoich książek toczy się głównie w malutkich miejscowościach – czy planujesz kiedyś przenieść bohaterów do większych miast? A może pozostajesz w tej sferze małomiasteczkowej?
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Wszystko zależy od tego, jaki pomysł przyjdzie mi do głowy, bo tak jak nie każda fabuła może rozgrywać się w wielkim mieście, tak pewne wątki absolutnie nie pasują do małych miejscowości. Kończę właśnie pisać „Kolekcjonera Dorot”, czyli kontynuację dobrze przyjętej „Północnej zmiany” (tu ukłony w stronę czytelników). Tu akcja dzieje się w Bielsku-Białej oraz częściowo w Wiśle, będzie więc małe miasto i średnie miasto. Następna w kolejce jest książka- niespodzianka. Jej fabuły nie zdradzę nikomu, nawet wydawca pozna ją dopiero wtedy, gdy wyślę gotowy plik. Mogę jedynie powiedzieć, że miejscem akcji będzie kompleks kilku budynków w pewnej wiosce.
Skupmy się na nietuzinkowej tematyce Twojej najnowszej książki… plotce. „Jest pociskiem, którego nie sposób powstrzymać” – skąd pomysł na poruszenie akurat tej kwestii?
Plotka jest czymś obrzydliwym, lepkim i paskudnym, w dodatku nie sposób z nią walczyć, bo trudno chodzić od domu do domu i każdemu z osobna tłumaczyć, że to wcale nie jest tak. Brzydzę się plotek, a jeszcze bardziej ludzi, którzy karmią się ich rozpowszechnianiem, mniej lub bardziej świadomie czyniąc zło. Dlatego zdecydowałam się oprzeć fabułę na tym wstrętnym zjawisku.
Czy uważasz, że to mniejsze miejscowości stanowią „siedlisko” nieprzyjemnych komentarzy, szeptanych w sklepach, na podwórkach i w domach? A może nie ma znaczenia wielkość miasta?
Nie sądzę, by wielkość miejscowości miała znaczenie dla narodzin niemiłych komentarzy, plotek czy hejtu. Wszędzie znajdą się tacy, dla których sensem życia jest zaglądanie innym do garnków lub do łóżka. Mogą wtedy oceniać, potępiać i od razu czują się lepiej. Różnica moim zdaniem nie leży też w zasięgu, lecz w jego wartościach procentowych. Gdy plotka szerzy się w malutkiej miejscowości, wkrótce znana jest wszystkim mieszkańcom, jeśli zaś rozpowszechniana jest w dużym mieście, zna ją zaledwie kilka procent populacji, choć gdyby ten procent przeliczyć na „osobosztuki”, mogłoby się okazać, że jest ich więcej niż tych z małej mieściny.
Czy spotkałaś się w swojej karierze pisarki z tzw. „hejtem” czyli bezpodstawną krytyką lub jak wyżej – z krzywdzącą plotką? Jak sobie z tym radzisz?
Jak na razie udało mi się uniknąć zdecydowanego hejtu. Doświadczyłam jedynie takich delikatnych prób, lecz hejtujący kilkakrotnie tak idealnie podłożył się do riposty, że grzechem byłoby nie skorzystać z okazji. Po kolejnej z nich podkulił ogon i uciekł z grupy.
Z poprzednich wywiadów wiemy, że masz w domu pokaźnych rozmiarów biblioteczkę… jest w niej specjalne miejsce dla Twoich książek?
Mam takie miejsce. A raczej miałam, bo następna książka już się tam nie zmieści, wobec czego będę musiała przeorganizować półki.
Czy masz swoich ulubieńców we własnych książkach, postaci, które darzysz większą sympatią niż inne?
Oczywiście że mam ulubieńców. W cyklu z Dionizą Remańską jest nim bezapelacyjnie Ratio, w cyklu beskidzkim Petra i Konrad, a obecnie pałam gorącą miłością do Rajnera Milewskiego. 😉
W Twoich książkach widać, że ważne są dla Ciebie emocje, uczucia – czy szukasz tego samego u innych autorów, w książkach, które sama czytasz?
Nigdy dotąd się nad tym nie zastanawiałam, ale chyba rzeczywiście tak jest. Odczuwana przez nas emocje w pewien sposób nas określają. Ludzi, którzy nie czują nic, są okaleczeni. To swoisty rodzaj kalectwa, może prowadzić o socjopatii. Dlatego lubię, gdy bohaterowie czytanych przeze mnie książek są ludźmi, którym uczucia nie są obce.
A skoro o emocjach mowa… w momencie kreślenia postaci, miewasz wrażenie, że się nimi stajesz? Odczuwasz strach, złość, smutek – wszystko to o czym piszesz?
Podczas pisania staję się każdym z bohaterów. Określam to tak, że wchodzę im do głowy i wraz z nimi przeżywam przeznaczone im wydarzenia. Cieszę się i smucę, święcę triumfy
i się boję, kocham i zabijam. Przyznaję, że przy tym ostatnim bawię się najlepiej.
A teraz może jeszcze trochę o pisaniu – czy siadając do kolejnych powieści, nastrajasz się w określony sposób? Masz swój rytuał, bez którego nie potrafisz zacząć?
Tu akurat jestem szczęściarą, gdyż nie muszę odprawiać żadnych rytuałów. Po prostu siadam i piszę. Mogę pisać w każdym miejscu, o każdej porze i nie ma znaczenia, czy będę korzystać z laptopa, tabletu, czy ze zwykłego zeszytu.
Czy wrócimy jeszcze w przyszłości do serii „Śmiertelne wyliczanki”? Możemy liczyć na kontynuację?
Niestety nie znam odpowiedzi na to pytanie. Może tak, a może nie. Wszystko zależy od tego, czy znajdę powód do zmartwychwstania.
Hanna Greń w rozmowie z Aleksandrą Leśniak