Autor bestsellerowych serii o Chyłce i „Parabellum” opowiada o swojej najpopularniejszej postaci, serialu i o tym, jak fikcja wpływa na rzeczywistość.
Seria z Chyłką to jedna z dłuższych serii kryminalnych w Polsce. Planujesz zapisać się w historii polskiej literatury nie tylko jako najchętniej czytany polski autor początków XXI wieku, ale też twórca najdłuższej i najpopularniejszej serii wszech czasów?
Rzucasz mi całkiem ciekawe wyzwanie – gotów jestem je przyjąć! Ale tak poważnie, nigdy o tym nie myślałem. Żyję z tomu na tom i nie zastanawiam się nad tym, w którym miejscu cała historia się zakończy. Może dlatego, że wciąż z tyłu głowy mam pomysły na kolejne odsłony tej przygody i wydaje mi się, że jest jeszcze tyle spraw do zagospodarowania, tyle przepisów w Kodeksie karnym do wykorzystania, tyle zbrodni do popełnienia…
Bohaterka zapisała się już w annałach, ludzie „mówią Chyłką”, „myślą Chyłką”, układają wiersze i piosenki na jej cześć, ciułają na iks piątki i chcą być jak ona. Jak się czujesz, dowiadując się o takich sprawach?
Niesamowicie, bo ilekroć spotykam się z tym, o czym mówisz, dociera do mnie, że to w pewnym stopniu postać kultowa. Zapisała się na stałe nie tylko w świadomości mojej, ale też pewnie wielu sędziów (śmiech) – często dochodzą mnie słuchy, że młodzi prawnicy na salach sądowych rzeczywiście „mówią i myślą Chyłką”, co zazwyczaj nie spotyka się ze zbyt dużą aprobatą składu sędziowskiego. Największe wrażenie robią na mnie chyba wytatuowane przez czytelników cytaty – w końcu niejednokrotnie zostaną z daną osobą dłużej, niż książka będzie stała na półce. Oprócz tego wiersze, piosenki, koszulki, rysunki i inne przejawy sympatii dla Chyłki to zawsze powód do wyjątkowej autorskiej dumy z bohaterki.
Chyłka a sprawa kobieca to jeszcze inna kwestia. Teraz bardziej niż kiedykolwiek świat potrzebuje silnej postaci kobiecej i Chyłka daje czytelnikom (i czytelniczkom!) wszystko, czego szukali i szukały. Jak to się w ogóle stało, że stworzyłeś właśnie taką, a nie inną postać? Przewidziałeś to zapotrzebowanie, wyczułeś trend i koniunkturę?
Nie, bo zawsze piszę to, co mi w duszy gra. Nie kalkuluję, nie planuję, nie zastanawiam się nad tym, czy płynę z prądem czy pod prąd. Tylko w ten sposób mogę czerpać z pisania prawdziwą przyjemność – a gdyby było inaczej, po prostu przestałbym to robić. Chyłka stworzyła się sama, tak samo jak wszyscy inni bohaterowie. A potem nadała sobie te cechy, których potrzebowała, by odnaleźć się w wirze historii, w który ją wrzuciłem.
Byłeś ostatnio z gospodarską wizytą na planie drugiego sezonu serialu. To oznacza nowe cameo czy po prostu nadzorowałeś postępy?
Scenarzyści napisali mi rolę Jacka od prawa podatkowego, ale uznałem, że to jeszcze nie ten etap mojego rozwoju aktorskiego, żeby ją udźwignąć. Zostanę więc tradycyjnie przy małym cameo w ostatnim odcinku. Tym razem nie na korytarzu kancelarii, ale na sali sądowej. Dane mi było nawet zagrać mimiką i po nakręceniu sceny rozległy się gromkie brawa całej ekipy. Przypuszczam, że mieli z tego niezły ubaw.
Masz nawet kilku naśladowców na polskim rynku wydawniczym i ludzie próbują Chyłkę podrobić, przerobić i przyswoić. Jak reagujesz na takie próby? Z politowaniem, czy raczej zgodnie z myślą, że naśladownictwo jest najwyższą formą uznania?
Wydaje mi się, że pisarz powinien zacząć martwić się wtedy, gdy nikt nie próbuje podrobić jego stylu lub bohaterów. Dla mnie to faktycznie najwyższa forma uznania, choć nie jestem pewien, jak zapatrywałaby się na to sama Chyłka…
Nawet nie pytam. Dzięki za rozmowę!
Rozmawiał Adrian Tomczyk
Fot. Mikołaj Starzyński